... Czyli ostatnia deska ratunku przed
telewizyjną sieczką od reżysera „Ikon srebrnego ekranu” Jarosława Antoszczyka!
Święta to taki czas, w którym w ramach
odpoczynku jeszcze chętniej zasiadamy przed telewizorami. Przy odrobinie
szczęścia i dobrej woli osób układających programy poszczególnych stacji jest
wtedy szansa na obejrzenie różnych perełek polskiej kinematografii. Tak było na
przykład na początku listopada, gdy w TVP Kultura pojawił się „Znachor”.
Jeśli możecie
oglądać Telewizję Kino Polska,
to na pewno nie zawiedzie Was ich program świąteczny – ale jeśli jesteście
skazani na „Kevina samego w domu” i do znudzenia powtarzane co roku inne
potworki kina familijnego z USA, to wraz z Jarosławem Antoszczykiem przygotowaliśmy
dla Was Top 5 starych polskich filmów, które można łatwo znaleźć i legalnie
obejrzeć w Internecie. Gwarantujemy, że dzięki nim pierwszy i drugi dzień Świąt
Bożego Narodzenia będą inne niż dotychczas!
1. Nowy
"Nowy" to fabularna, pełnometrażowa wersja satyrycznej noweli "Nowy pracownik" nakręconej przez Jerzego Ziarnika na zamówienie Centralnej Rady Związków Zawodowych. Wydawać by się mogło, że z tego powodu – czyli przez wzgląd na zleceniodawcę zamawiającego ten film – będzie to film z gatunku tych poprawnych (politycznie).
O, nic bardziej mylnego. „Nowy” to istny
majstersztyk komediowy, w którym najśmieszniejsza jest rzeczywistość. To komedia omyłek, które są do bólu rzeczywiste i pomimo
upływu czasu nie straciły ani trochę na aktualności. Polska biurokracja i
ceremonialne robienie łaski wcale nie minęły i cały czas dają nam popalić.
„Nowy” w genialny, zabawny i bardzo lekki sposób pokazuje pełen wachlarz
charakterów i charakterków, które spotkamy w urzędach, w pracy, u lekarza, w
sklepach. Choć film jest z 1969 roku, to w trakcie oglądania wydaje się, że te
45 lat minęło, jak z bicza strzelił – a właściwie nie minęło... Mamy tu na
myśli polską papierkologię, która ma się lepiej, niż my wszyscy razem wzięci.
![]() |
rys. Daniel Baum |
Można zaryzykować stwierdzenie, że w tytule tego filmu większość ludzi zawsze wstawia słowo "pamiętnik", "brudnopis" albo "czystopis", ale nigdy nie chodzi o żadne z nich.
To prawda, że jest niesamowicie długi, ale to z
pewnością nie jest dłużyzną – a nawet chciałoby się rzec, że „szkoda, że nie
trwa jeszcze dłużej” albo „szkoda, że to nie serial”. W Polsce film emitowany
był w pełnej wersji trwającej 180 minut, ale jego sława sięgnęła nawet daleko
poza granice naszego kraju: film był emitowany w USA oraz Wielkiej Brytanii,
ale skrócono go do 152 i 125 minut.
„Rękopis znaleziony w Saragossie” w reżyserii
Wojciecha Jerzego Hasa powstał według powieści hrabiego Jana Potockiego i
opowiada historię młodego oficera Alfonsa van Wordena, który zmierza do
Madrytu, żeby objąć stanowisko kapitana w gwardii walońskiej. Wbrew
przestrogom swojej służby wybiera najkrótszą drogę, która wiedzie przez góry
Sierra Morena. Góry mają podobno być siedliskiem duchów i żywych trupów. Alfons
trafia do gospody, gdzie poznaje dwie mauretańskie księżniczki – i tu
zaczyna się cała zabawa ;) Wciągające!
![]() |
rys. Daniel Baum |
3. Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy
„Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy”, niczym lewy
albo prawy sierpowy, wali prosto w oczy paradoksami polskiego PRL-u, z których
część chyba nie do końca jeszcze przeminęła.
Panowie popijający piwo pod budką
zabijają w ten sposób nadmiar czasu spowodowany bezrobociem. Karolak (w tej roli Maklakiewicz), który utrzymuje
się z pieniędzy matki, zdaje się lubić ten sport, ale jego sielankę przerywa
milicyjny nakaz stawienia się w pośredniaku. Tam też pojawia się kierownik
fabryki, który pilnie szuka dziesięciu chłopa do ciężkiej fizycznej pracy.
Z oporami, ale jednak znajduje chętnych.
Na miejscu
okazuje się niestety, że nie dość, że robota jest bardzo niewdzięczna, to do
tego słabo płatna, więc wszystkim, którzy wcześniej byli chętni albo załapali
się przypadkiem, rzedną miny. Gdy chcą już zrezygnować, kierownik wraz z
przewodniczącym rady zakładowej wpadają na prosty (i jak się okazuje, genialny)
pomysł, który ma ich zmotywować – na koniec pracy zorganizują dla nich
przyjęcie... Klasyk ze Zdzisławem
Maklakiewiczem i Janem Himilsbachem oraz
kultową piosenką „Małe piwko”!
![]() |
rys. Daniel Baum |
Czyli film o tym, co przecięty Polak z czasów PRL zrobiłby z wygraną w totolotka :)
W
głównych rolach znów kultowy duet Maklakiewicz & Himilsbach. „Wniebowzięci” to jedna z lepszych komedii
Andrzeja Kondratiuka z tą dwójką w rolach głównych. Nie jest to jednak typowa
komedia, w trakcie której widz tylko się śmieje – oprócz specyficznego (a
jakże!) humoru znajdziemy tu sporo tematów do przemyśleń: prawdziwa wartość
pieniędzy, przyjaźń, marzenia i ich zderzenie z możliwościami, ehh, jednym
słowem, sens życia. Ale na szczęście w krzywym zwierciadle, w którym
Maklakiewicz i Himilsbach przeglądają się po wygraniu okrągłej sumki na loterii...
Obaj są mężczyznami, którymi w życiu więcej się
nie udało niż udało, więc chcąc sobie te deficyty zrekompensować, wyruszają w
pierwszą w życiu podróż samolotem. (Nie)znośna lekkość bytu, którą dzięki
LOT-owi osiągają na pułapie kilku tysięcy metrów, sprawia, że w iście
koncertowy sposób trwonią całą wygraną na kolejne wycieczki po nieboskłonie.
![]() |
rys. Daniel Baum |
5. Jak to się robi
Ups... Chyba Maklakiewicz i Himilsbach na dobre
zdominowali nasze Top 6. Ale nic dziwnego – „Jak to się robi” z 1973 r. w reżyserii Andrzeja Kondratiuka to jedna z tych komedii, które po
prostu trzeba zobaczyć!
O co chodzi?
W pociągu do Zakopanego reżyser filmowy, Kozłowski (Maklakiewicz), spotyka
literata o nazwisku Narożny (Himilsbach). Bardzo szybko zawiązuje się między
nimi nić sympatii i artystycznego porozumienia. Do tego stopnia, że już w czasie
podróży postanawiają, że chcą wspólnie nakręcić film. Po przyjeździe do
Zakopanego zatrzymują się w Domu Pracy Twórczej „Muza”, gdzie zamierzają
napisać scenariusz i znaleźć odtwórczynię głównej roli. Ich wybór pada na jedną
z wczasowiczek oraz na kierowniczkę "Muzy". Wkrótce między
kandydatkami dochodzi do bójki. Tymczasem jeden z głównych bohaterów uwodzi
miejscową dziewczynę i popada w konflikt z góralami...
Jeśli widzieliście inne filmy z udziałem tego
diabelskiego duetu, na pewno przyznacie nam rację, gdy powiemy, że w każdym z
nich byli na swój sposób tacy sami – ale w dobrym znaczeniu tych słów. Każda
kolejna komedia z Maklakiewiczem i Himilsbachem (szczególnie, gdy obejrzy się
kilka filmów z nimi w krótkim czasie) wydaje się być kontynuacją ich przygód,
ale zawsze w nowych miejscach i nowych zawodach.
Dlatego zachęcamy, żeby zrobić sobie maraton z prawdopodobnie
jedynym takim duetem w historii polskiego kina!
![]() |
rys. Daniel Baum |
WESOŁYCH ŚWIĄT!
Jarosław Antoszczyk wraz z ekipą Studia Filmowego Hybrys
Ikony srebrnego ekranu
Zgadzam się, film "Nowy" - obok "Kłopotliwego gościa" tego samego reżysera - to komedia wybitna. Szkoda, że niedoceniony.
OdpowiedzUsuńWojciech Trojanowski