środa, 23 grudnia 2015

Top 5 starych polskich filmów na Święta


... Czyli ostatnia deska ratunku przed telewizyjną sieczką od reżysera „Ikon srebrnego ekranu” Jarosława Antoszczyka!

Święta to taki czas, w którym w ramach odpoczynku jeszcze chętniej zasiadamy przed telewizorami. Przy odrobinie szczęścia i dobrej woli osób układających programy poszczególnych stacji jest wtedy szansa na obejrzenie różnych perełek polskiej kinematografii. Tak było na przykład na początku listopada, gdy w TVP Kultura pojawił się „Znachor”. 

Jeśli możecie oglądać Telewizję Kino Polska, to na pewno nie zawiedzie Was ich program świąteczny – ale jeśli jesteście skazani na „Kevina samego w domu” i do znudzenia powtarzane co roku inne potworki kina familijnego z USA, to wraz z Jarosławem Antoszczykiem przygotowaliśmy dla Was Top 5 starych polskich filmów, które można łatwo znaleźć i legalnie obejrzeć w Internecie. Gwarantujemy, że dzięki nim pierwszy i drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia będą inne niż dotychczas!

1. Nowy


"Nowy" to fabularna, pełnometrażowa wersja satyrycznej noweli "Nowy pracownik" nakręconej przez Jerzego Ziarnika na zamówienie Centralnej Rady Związków Zawodowych. Wydawać by się mogło, że z tego powodu – czyli przez wzgląd na zleceniodawcę zamawiającego ten film – będzie to film z gatunku tych poprawnych (politycznie).

O, nic bardziej mylnego. „Nowy” to istny majstersztyk komediowy, w którym najśmieszniejsza jest rzeczywistość. To komedia omyłek, które są do bólu rzeczywiste i pomimo upływu czasu nie straciły ani trochę na aktualności. Polska biurokracja i ceremonialne robienie łaski wcale nie minęły i cały czas dają nam popalić. „Nowy” w genialny, zabawny i bardzo lekki sposób pokazuje pełen wachlarz charakterów i charakterków, które spotkamy w urzędach, w pracy, u lekarza, w sklepach. Choć film jest z 1969 roku, to w trakcie oglądania wydaje się, że te 45 lat minęło, jak z bicza strzelił – a właściwie nie minęło... Mamy tu na myśli polską papierkologię, która ma się lepiej, niż my wszyscy razem wzięci.

rys. Daniel Baum



Można zaryzykować stwierdzenie, że w tytule tego filmu większość ludzi zawsze wstawia słowo "pamiętnik", "brudnopis" albo "czystopis", ale nigdy nie chodzi o żadne z nich.

To prawda, że jest niesamowicie długi, ale to z pewnością nie jest dłużyzną – a nawet chciałoby się rzec, że „szkoda, że nie trwa jeszcze dłużej” albo „szkoda, że to nie serial”. W Polsce film emitowany był w pełnej wersji trwającej 180 minut, ale jego sława sięgnęła nawet daleko poza granice naszego kraju: film był emitowany w USA oraz Wielkiej Brytanii, ale skrócono go do 152 i 125 minut. 

„Rękopis znaleziony w Saragossie” w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa powstał według powieści hrabiego Jana Potockiego i opowiada historię młodego oficera Alfonsa van Wordena, który zmierza do Madrytu, żeby objąć stanowisko kapitana w gwardii walońskiej. Wbrew przestrogom swojej służby wybiera najkrótszą drogę, która wiedzie przez góry Sierra Morena. Góry mają podobno być siedliskiem duchów i żywych trupów. Alfons trafia do gospody, gdzie poznaje dwie mauretańskie księżniczki – i tu zaczyna się cała zabawa ;) Wciągające!



rys. Daniel Baum





3. Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy


„Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy”, niczym lewy albo prawy sierpowy, wali prosto w oczy paradoksami polskiego PRL-u, z których część chyba nie do końca jeszcze przeminęła. 

Panowie popijający piwo pod budką zabijają w ten sposób nadmiar czasu spowodowany bezrobociem. Karolak (w tej roli Maklakiewicz), który utrzymuje się z pieniędzy matki, zdaje się lubić ten sport, ale jego sielankę przerywa milicyjny nakaz stawienia się w pośredniaku. Tam też pojawia się kierownik fabryki, który pilnie szuka dziesięciu chłopa do ciężkiej fizycznej pracy.
Z oporami, ale jednak znajduje chętnych. 

Na miejscu okazuje się niestety, że nie dość, że robota jest bardzo niewdzięczna, to do tego słabo płatna, więc wszystkim, którzy wcześniej byli chętni albo załapali się przypadkiem, rzedną miny. Gdy chcą już zrezygnować, kierownik wraz z przewodniczącym rady zakładowej wpadają na prosty (i jak się okazuje, genialny) pomysł, który ma ich zmotywować – na koniec pracy zorganizują dla nich przyjęcie... Klasyk ze Zdzisławem Maklakiewiczem  i Janem Himilsbachem oraz kultową piosenką „Małe piwko”!






rys. Daniel Baum







Czyli film o tym, co przecięty Polak z czasów PRL zrobiłby z wygraną w totolotka :)

W głównych rolach znów kultowy duet Maklakiewicz & Himilsbach. „Wniebowzięci” to jedna z lepszych komedii Andrzeja Kondratiuka z tą dwójką w rolach głównych. Nie jest to jednak typowa komedia, w trakcie której widz tylko się śmieje – oprócz specyficznego (a jakże!) humoru znajdziemy tu sporo tematów do przemyśleń: prawdziwa wartość pieniędzy, przyjaźń, marzenia i ich zderzenie z możliwościami, ehh, jednym słowem, sens życia. Ale na szczęście w krzywym zwierciadle, w którym Maklakiewicz i Himilsbach przeglądają się po wygraniu okrągłej sumki na loterii...

Obaj są mężczyznami, którymi w życiu więcej się nie udało niż udało, więc chcąc sobie te deficyty zrekompensować, wyruszają w pierwszą w życiu podróż samolotem. (Nie)znośna lekkość bytu, którą dzięki LOT-owi osiągają na pułapie kilku tysięcy metrów, sprawia, że w iście koncertowy sposób trwonią całą wygraną na kolejne wycieczki po nieboskłonie.




rys. Daniel Baum

5. Jak to się robi


Ups... Chyba Maklakiewicz i Himilsbach na dobre zdominowali nasze Top 6. Ale nic dziwnego – „Jak to się robi” z 1973 r. w reżyserii Andrzeja Kondratiuka to jedna z tych komedii, które po prostu trzeba zobaczyć! 

O co chodzi?
W pociągu do Zakopanego reżyser filmowy, Kozłowski (Maklakiewicz), spotyka literata o nazwisku Narożny (Himilsbach). Bardzo szybko zawiązuje się między nimi nić sympatii i artystycznego porozumienia. Do tego stopnia, że już w czasie podróży postanawiają, że chcą wspólnie nakręcić film. Po przyjeździe do Zakopanego zatrzymują się w Domu Pracy Twórczej „Muza”, gdzie zamierzają napisać scenariusz i znaleźć odtwórczynię głównej roli. Ich wybór pada na jedną z wczasowiczek oraz na kierowniczkę "Muzy". Wkrótce między kandydatkami dochodzi do bójki. Tymczasem jeden z głównych bohaterów uwodzi miejscową dziewczynę i popada w konflikt z góralami...

Jeśli widzieliście inne filmy z udziałem tego diabelskiego duetu, na pewno przyznacie nam rację, gdy powiemy, że w każdym z nich byli na swój sposób tacy sami – ale w dobrym znaczeniu tych słów. Każda kolejna komedia z Maklakiewiczem i Himilsbachem (szczególnie, gdy obejrzy się kilka filmów z nimi w krótkim czasie) wydaje się być kontynuacją ich przygód, ale zawsze w nowych miejscach i nowych zawodach.

Dlatego zachęcamy, żeby zrobić sobie maraton z prawdopodobnie jedynym takim duetem w historii polskiego kina!



rys. Daniel Baum


WESOŁYCH ŚWIĄT!

Jarosław Antoszczyk wraz z ekipą Studia Filmowego Hybrys
Ikony srebrnego ekranu


1 komentarz:

  1. Zgadzam się, film "Nowy" - obok "Kłopotliwego gościa" tego samego reżysera - to komedia wybitna. Szkoda, że niedoceniony.

    Wojciech Trojanowski

    OdpowiedzUsuń