poniedziałek, 30 listopada 2015

To trzeba zobaczyć (odc. 22): Ortalionowy dziadek

rys. Daniel Baum

„Ortalionowy dziadek” to polski krótkometrażowy film fabularny z 1968 roku w reżyserii Juliana Dziedziny i do scenariusza Jerzego Urbana. Tak, tego Urbana. Jeśli śledziliście nasze poprzednie posty z cyklu „To trzeba zobaczyć”, to nie powinniście być zdziwieni, bo wcześniej polecaliśmy już jeden film, którego scenarzystą też był TEN Urban, czyli „Obrazki z życia” (klik).

W „Ortalionowym dziadku” zobaczycie takich aktorów, jak Tadeusz Białoszczyński, Jadwiga Andrzejewska, Janusz Kłosiński, Jan Ciecierski, Jan Rudnicki, Andrzej Jurczak, czy Lech Łotocki. Wspólnie tworzą postaci, których perypetie są zgrabną satyrą na ciężkie czasy, w których nie można było nawet spokojnie powiesić własnego palta na wieszaku w kawiarni. Czemu? No to kilka słów o fabule:




Główny bohater (a właściwie bohater tytułowy) to Pan Aleksander (w tej roli Tadeusz Białoszczyński) – nobliwy, starszy pan o nienagannych manierach, perfekcyjnym sposobie wysławiania się i eleganckim stroju. Żyje wygodnie, otoczony szacunkiem i podziwem środowiska, które uważa go za rzadkiego przedstawiciela starej szkoły dobrego wychowania. Jego pasja to brydż i związane z tym spotkania – wykwintne obiadki z deserami, jakie regularnie urządza w swoim domu dla wąskiego grona wyraźnie uboższych przyjaciół. Każde takie spotkanie ma swój wykwintny rytuał, zwieńczony szklaneczką czegoś mocniejszego. Nikt z uczestników brydżowych podwieczorków nie zauważa jednak, z jaką uwagą pan Aleksander słucha co wieczór radiowej prognozy pogody na następny dzień. Wydawać się może, że to jego osobliwy bzik podyktowany zaawansowanym wiekiem, ale widzów zdziwić może to, że pan Aleksander najpilniej przysłuchuje się prognozom opadów deszczu. Czy chodzi o reumatyzm? A może o migrenę? Co to, to nie... Chodzi o coś zupełnie przyziemnego – pieniądze.

Okazuje się, że źródłem dochodów nobliwego starszego pana są kradzieże popularnych i drogich w Polsce lat 60. płaszczy ortalionowych, które potem spienięża za niezłe sumki u pewnego pasera nazwiskiem Poniatowski (w tej roli Janusz Kłosiński). Metoda pana Aleksandra jest bardzo prosta – wchodzi do kawiarni i opuszczając ją zabiera nie swój płaszcz. Nawet gdy zostanie przyłapany, tłumaczy się roztargnieniem i pomyłką. Elegancki i szarmancki nie wzbudza niczyich podejrzeń. Płaszcze odsprzedaje paserowi Poniatowskiemu, a za zarobione pieniądze funduje przyjaciołom kolejne brydżowe spotkania. Niestety skala jego przestępczego procederu zwraca w końcu uwagę milicji, która sądząc, że ma do czynienia ze zorganizowaną szajką, organizuje obławę. Pan Aleksander zdaje sobie sprawę, że wpadka jest kwestią czasu i chce się wycofać, choćby na krótko. Okazuje się jednak, że pokusa jest silniejsza – przechodząc ulicą obok kawiarni i widząc wiszące na wieszaku ortalionowe płaszcze, wchodzi do lokalu i ponownie próbuje ukraść jeden z nich. Tym razem wpada w ręce stróżów prawa.






Resztę historii musicie poznać sami ;)

Podsumowując – ogląda się to bardzo przyjemnie, bo przedstawiane sytuacje wydają się jak pocztówka z bardzo odległej przyszłości. Młodsze pokolenia być może będą miały problem ze zrozumieniem, dlaczego ortalionowy płaszcz mógł być tak cenny, ale ci widzowie, którzy mają trochę więcej wiosen na karku – lub pamiętają sytuację na rynku odzieżowym lat 60. – pewnie nieraz westchną z uśmiechem przysłuchując się dialogom pana Aleksandra i pasera Poniatowskiego. Wtedy, żeby coś mieć, trzeba było to zdobyć. Dziś, gdy wszystko jest na wyciągnięcie ręki, trudno nam się cieszyć choćby z najpiękniejszego płaszcza, co nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz