niedziela, 26 października 2014

Pierwsze urodziny bloga "Ikony srebrnego ekranu"!

rys. Daniel Baum
26 października 2014 r. swoje pierwsze urodziny świętuje...my My, czyli blog serialu dokumentalnego "Ikony srebrnego ekranu" w reżyserii Jarosława Antoszczyka! Powinniśmy napisać "oficjalny blog serialu dokumentalnego", ale zależy nam, żeby nie było zbyt oficjalnie, bo od samego początku założyliśmy nasz blog i fanpage na Facebooku z myślą, aby to z Wami - naszymi najlepszymi czytelnikami, najwierniejszymi fanami, najsurowszymi krytykami i przyszłymi widzami jednocześnie dzielić się nie tylko kulisami produkcji serialu dokumentalnego "Ikony srebrnego ekranu", ale też wielkim zamiłowaniem do polskiej kinematografii z czasów PRL, w tym do "Stawki większej niż życie" i Stanisława Mikulskiego - naszego głównego bohatera, wokół którego snujemy naszą dokumentalną opowieść.

Dokładnie rok temu, na dzień przed kolejnym planem zdjęciowym (ze Stanisławem Jędryką w Łodzi) postanowiliśmy, że skoro nasz reżyser Jarosław Antoszczyk wkłada tyle pracy i zapału w kręcenie "Ikon srebrnego ekranu", a przy tym z taką pasją i znajomością tematu potrafi opowiadać o polskiej kinematografii z czasów PRL, to warto to utrwalić nie tylko na fotosach z planu. I nie tylko na podręcznych notatkach, które robiliśmy spisując filmy warte obejrzenia. 

Uznaliśmy, że trzeba dzielić się tym z innymi: w kontrze do byle-jakości niektórych współczesnych filmów, seriali i aktorów, w ramach przypomnienia o czasach, gdy filmy robiło się inaczej niż teraz, a także po to, żeby znaleźć innych ludzi, którzy (tak jak Jarosław Antoszczyk i my – skromna ekipa Studia Filmowego Hybrys, która regularnie pisze dla Was tutaj i na naszym fanpage'u na Facebooku) lubią, a czasem wręcz są uzależnieni od oglądania filmów i seriali z czasów PRL i często mają na ten temat ogromną wiedzę – a nie zawsze mają z kim się nią dzielić.

W rok udało na się znaleźć ponad 11 000 takich osób i ta liczba ciągle rośnie! Tworząc tego bloga nie tylko dzielimy się z Wami naszymi przygodami na poszczególnych planach zdjęciowych, ale i dowiadujemy się mnóstwo od Was! Na naszym fanpage'u na Facebooku nieraz bardzo żywo komentujecie nasze posty, dzielicie się swoimi wspomnieniami i podrzucacie wspaniałe teksty z filmów lub pomysły na to, które produkcje filmowe warto odkurzyć i przypomnieć w naszym serialu i na blogu.  

Dziękujemy! Bez Was to nie byłoby to samo. Dzięki Wam mamy jeszcze większy zapał do pracy, organizowania kolejnych planów zdjęciowych i – tu wyjawimy mały sekret – namawiania niektórych bardziej opornych aktorów i reżyserów na spotkanie przed naszymi kamerami. To bywa ciężkie, a chwilami nawet bardzo ciężkie, ale zazwyczaj się udaje. Również dzięki temu, że mówimy im o Was - ponad 11 000 osób, które tak samo mocno, jak my chcą znów zobaczyć kogoś na ekranie i posłuchać wspomnień o tym, jak w peerelowskiej Polsce robiło się karierę filmową, jakie były jej cienie i blaski i co, z perspektywy czasu i zmiany systemowej, się o tym myśli, czego żałuje lub za czym tęskni.

Ten nasz pierwszy rok z Wami to 86 postów, czyli piszemy do Was i dla Was średnio co 4 dni.
To także kilkadziesiąt tysięcy zdjęć, które zrobiliśmy na różnych planach zdjęciowych, spotkaniach i wizytach u różnych aktorów i reżyserów, a z których część znalazła się na blogu w różnych postach na przeróżne tematy.

Dziękujemy Wam bardzo i mamy ogromną nadzieję, że dalej tak chętnie będziecie nam towarzyszyć w tej podróży przez polską kinematografię! Premiera serialu dokumentalnego "Ikony srebrnego ekranu" (na razie przesunięta na 2015) wcale nie jest jej ostatecznym celem, choć tak nam się wydawało rok temu, gdy ten blog powstał. 

Teraz, z perspektywy 365 dni w Waszym towarzystwie wiemy, że chcemy Was porwać ze sobą znacznie dalej niż przed telewizory i na pewno stąd nie znikniemy po emisji ostatniego odcinka "Ikon srebrnego ekranu"!

Z serdecznymi podziękowaniami i życzeniami 100 lat dla nas wszystkich,
Jarosław Antoszczyk wraz z całą ekipą Studia Filmowego Hybrys

wtorek, 21 października 2014

To trzeba zobaczyć! (odc. 14): Milioner


rys. Daniel Baum

Nie czarujmy się, każdy z nas marzy o wygranej w totka... To zwodnicze marzenie niejednego wpędziło w nałóg i długi, a nawet jeśli się ziściło, to był to ponoć dla części milionerów najgorszy dzień życia. Mówią to oczywiście z perspektywy czasu.
Zanim jednak wrócimy do tematu złamanych życiorysów, przepitych milionów i utraty zdrowych zmysłów z nadmiaru wolnej gotówki do wydania, zajmijmy się pianiem w zachwytach nad filmem „Milioner” z 1977 roku w reżyserii Sylwestra Szyszko do scenariusza Jacka Janczarskiego i Andrzeja Pastuszka.

„Milioner” opowiada historię chłoporobotnika Józka Mikuły (Janusz Gajos), który prowadzi z matką małe gospodarstwo i dorabia jako kierowca ciężarówki w pobliskiej cementowni. Jego żywot jest prosty i sprowadza się do kieratu praca-klubokawiarnia we wsi-dom. Spotykając się ze znajomymi Józek utyskuje na problemy w robocie, a że wszyscy zdają się tkwić w tym samym marazmie po same uszy, to relacja między nim a otoczeniem wydaje się całkiem serdeczna. No tak, ludzie w biedzie się jednoczą...

Nadchodzi jednak dzień, gdy Józek wygrywa milion w totolotka. Szał pijaństwa w radosnym uniesieniu? O nie, nie, nie. Józek postanawia zachować tę informację dla siebie. Dzieli się nią tylko z matką, ale w międzyczasie okazuje się, że jeszcze ktoś inny wie o jego wygranej i informacja ta rozchodzi się po wsi w tempie błyskawicy.

Józek postanawia rozsądnie zainwestować pieniądze: dokupuje ziemię, remontuje budynki gospodarcze, kupuje nowoczesne maszyny, a bywalcom klubokawiarni funduje kolorowy telewizor i sporo butelek wódki. Niestety sąsiadów i znajomych Józka to niespodziewane bogactwo kłuje w oczy.

Jednym zdaniem: to im odbija szajba, a nie tytułowemu milionerowi...

Od tego momentu „Milioner” staje się filmem bardzo trafnie przedstawiającym ludzką zawiść. I to w najczystszej i najgorszej postaci. Józek znosi to dzielnie, ale jego żona (młodziutka Ewa Ziętek, notabene wyższa od Gajosa) i matka (Jadwiga Andrzejewska) mają się coraz gorzej. Ludzie ze wsi za to zdają się żywić złośliwościami i coraz to nowymi sposobami na to, żeby im dopiec. Wśród nich jest też Stasio (Zdzisław Maklakiewicz), kierownik sklepu, który dogryza im nawet gdy matka Józka przychodzi kupić u niego kiełbasę.

„Milioner” to bardzo prawdziwy film, podobnie jak „Wniebowzięci”, których polecaliśmy Wam na samym początku naszego cyklu To trzeba zobaczyć!, ale choć oba filmy łączy temat wygranej w totka, to historia opowiedziana w „Milionerze” raczej przygnębia, a nie bawi.

Znacie podobne sytuacje, które wydarzyły się poza ekranem? Życiorysy złamane przez wygraną na loterii i ludzką zawiść?


Pozdrawiamy!
Studio Filmowe Hybrys

piątek, 17 października 2014

Krzysztof Majchrzak: Utalentowany indywidualista

Krzysztof Majchrzak, urodzony w 1948 roku polski aktor filmowy i teatralny oraz jazzman (wiedzieliście?) zdecydowanie uchodzi za kontrowersyjnego indywidualistę. Choć może wywołuje u wielu osób skrajne emocje, niezaprzeczalne jest to, że ma talent, co potwierdzają nie tyle zdobyte przez niego nagrody, ale też – jeśli nie przede wszystkim – to, że zobaczony na ekranie natychmiast zapada w pamięć. Nawet gdy nie gra roli pierwszoplanowej.

W 1974 ukończył aktorstwo na warszawskiej PWST, ale studiował też w Łodzi na pedagogice i wokalistyce Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej. Debiutował jeszcze w czasie studiów w „Ziemi obiecanej” (1974) u Andrzeja Wajdy jako chłop Socha z Kurowa, który przenosi się do Łodzi, ale rozgłos przyniosła mu rola zapaśnika w „Arii dla atlety” (1979) Filipa Bajona. Za nią i za rolę w „Wolnych chwilach” (1980) dostał Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego.
W latach 70., a dokładniej w 1977 roku, zagrał też u boku Janusza Kłosińskiego w „Wesołych świąt” jako kierowca „Ruina”, który wraz ze stajennym „Wibracyjnym” (Kłosiński) otrzymują polecenie wyjazdu do Warszawy i sprzedania ciężarówki choinek. Dla obydwu wyjazd ten jest o tyle wygodny, że pomimo iż są samotni i nie czują się niezbędni w domu w „świąteczny czas”, każdy z nich ma jakieś prywatne sprawy w stolicy – "Ruina" chce odwiedzić „narzeczoną” z wakacji, a "Wibracyjny" frontowego kolegę z dawnych lat.

Filmową podróż przy dźwiękach muzyki Wojciecha Młynarskiego odbywają samochodem marki Praga, ale niewielu z Was pewnie wie, że podczas zdjęć Majchrzak wybił sobie kciuk kierownicą tego samochodu i do dziś z tego powodu sterczą mu na dłoni kości.
  
Lata 80. przyniosły mu role w „Konopielce” (1981) Leszczyńskiego i „Yesterday” (1985) Piwowawrskiego. W latach 90. Majchrzak zaczął często współpracować z reżyserem Janem Jakubem Kolskim, dzięki czemu ugruntował swoją pozycję bardzo charakterystycznego aktora. Pamiętacie film „Cudowne miejsce” z 1995 roku? Majchrzak zagrał tu księdza, który między innymi osobiście wymierza spowiadającym się u niego parafianom dość brutalne kary za grzechy, ale jego postać w tym filmie zostaje uwikłana też w szereg innych sytuacji. Wrócimy do „Cudownego miejsca” w naszym blogowym cyklu To trzeba zobaczyć, bo warto przypomnieć ten film.

Podobnie skomplikowane perypetie życiowe Majchrzak odegrał w „Historii kina w Popielawach” z 1998 roku. Z Popielaw pochodził dziadek Kolskiego i w filmie jest to zdecydowanie miejsce szczególne –  trochę magiczne, oniryczne, jakby koniec świata, na którym wszystko się zaczyna, toczy własnym rytmem i kończy. O „Historii kina w Popielawach” też napiszemy w naszym blogowym cyklu To trzeba zobaczyć, bo i ten film warto przypomnieć.
Potem, w 2003 roku, Majchrzak zagrał Fryderyka w „Pornografii” Kolskiego, luźno opartej na powieści Witolda Gombrowicza. Muzykę do tego filmu napisał Zygmunt Konieczny, z którym mamy przyjemność właśnie współpracować przy okazji ścieżkidźwiękowej do „Ikon srebrnego ekranu”.  

Przy okazji „Pornografii” Majchrzak sprawdził się też w innej roli, bo wraz z Koniecznym układał muzykę do tego filmu. Prywatnie Majchrzak jest też muzykiem jazzowym i gra na wielu instrumentach. Próbkę jego talentu możecie usłyszeć tutaj:


Poza tym pewnie pamiętacie Majchrzaka z roli w jednym z odcinków kultowego „07 zgłoś się” zmarłego w 2011 roku Krzysztofa Szmagiera, a także w dość szemranej roli we „Wściekłym” (który wcale nie jest kontynuacją perypetii porucznika Borewicza na dużym ekranie, a tak naprawdę kontynuacją „Znaków szczególnych”, w których Bronisław Cieślak debiutował).

No właśnie – kariera Majchrzaka układa się tak, że w większości filmów i seriali wciela się w rolę czarnych charakterów lub co najmniej postaci z dość zwichrowanym życiorysem. Czy chodzi o to, że Majchrzak pasuje wyglądem do takich ról? A może pasuje do nich charakterem, skoro uchodzi za indywidualistę i kilku osobom podobno nieźle zaszedł za skórę?

Reżyser „Ikon srebrnego ekranu” Jarosław Antoszczyk ostatnio często spotyka się z Majchrzakiem i po każdym z tych spotkań bardzo go chwali za autentyczność. Majchrzak jest naprawdę do bólu szczery i bezpośredni.

Pozdrawiamy!
Studio Filmowe Hybrys

piątek, 10 października 2014