rys. Daniel Baum |
Nie czarujmy się, każdy z nas marzy o
wygranej w totka...
To zwodnicze marzenie niejednego wpędziło w nałóg i długi, a nawet jeśli się
ziściło, to był to ponoć dla części milionerów najgorszy dzień życia. Mówią to
oczywiście z perspektywy czasu.
Zanim jednak wrócimy do tematu złamanych
życiorysów, przepitych milionów i utraty zdrowych zmysłów z nadmiaru wolnej
gotówki do wydania,
zajmijmy się pianiem w zachwytach nad filmem „Milioner” z 1977 roku w reżyserii
Sylwestra Szyszko do scenariusza Jacka Janczarskiego i Andrzeja Pastuszka.
„Milioner”
opowiada historię chłoporobotnika Józka Mikuły (Janusz Gajos), który prowadzi z
matką małe gospodarstwo i dorabia jako kierowca ciężarówki w pobliskiej
cementowni. Jego żywot jest prosty i sprowadza się do kieratu
praca-klubokawiarnia we wsi-dom. Spotykając się ze znajomymi Józek utyskuje na
problemy w robocie, a że wszyscy zdają
się tkwić w tym samym marazmie po same uszy, to relacja między nim a
otoczeniem wydaje się całkiem serdeczna. No tak, ludzie w biedzie się
jednoczą...
Nadchodzi jednak dzień, gdy Józek
wygrywa milion w totolotka. Szał pijaństwa w radosnym uniesieniu? O nie, nie, nie.
Józek postanawia zachować tę informację dla siebie. Dzieli się nią tylko z
matką, ale w międzyczasie okazuje się, że jeszcze ktoś inny wie o jego wygranej
i informacja ta rozchodzi się po wsi w tempie błyskawicy.
Józek
postanawia rozsądnie zainwestować pieniądze: dokupuje ziemię, remontuje budynki
gospodarcze, kupuje nowoczesne maszyny, a bywalcom klubokawiarni funduje kolorowy
telewizor i sporo butelek wódki. Niestety sąsiadów i znajomych Józka to niespodziewane bogactwo kłuje w oczy.
Jednym
zdaniem: to im odbija szajba, a nie tytułowemu milionerowi...
Od
tego momentu „Milioner” staje się filmem bardzo trafnie przedstawiającym ludzką zawiść. I to w najczystszej i
najgorszej postaci. Józek znosi to dzielnie, ale jego żona (młodziutka Ewa
Ziętek, notabene wyższa od Gajosa) i matka (Jadwiga Andrzejewska) mają się
coraz gorzej. Ludzie ze wsi za to zdają się żywić złośliwościami i coraz to
nowymi sposobami na to, żeby im dopiec. Wśród nich jest też Stasio (Zdzisław
Maklakiewicz), kierownik sklepu, który dogryza im nawet gdy matka Józka
przychodzi kupić u niego kiełbasę.
„Milioner”
to bardzo prawdziwy film, podobnie jak „Wniebowzięci”, których polecaliśmy Wam
na samym początku naszego cyklu To trzeba zobaczyć!, ale choć oba filmy łączy
temat wygranej w totka, to historia opowiedziana w „Milionerze” raczej
przygnębia, a nie bawi.
Znacie podobne sytuacje, które wydarzyły
się poza ekranem? Życiorysy złamane przez wygraną na loterii i ludzką zawiść?
Pozdrawiamy!
Studio Filmowe Hybrys
Film świetny, ale rzadko go oglądam, bo to osaczenie "Milionera" przez mieszkańców wsi aż przytłacza zawiścią i zazdrością, po takim seansie można się poczuć psychicznie zmęczonym. Pozdrowienia, ciekawy blog o ciekawych ludziach!
OdpowiedzUsuń