poniedziałek, 16 grudnia 2013

Stanisław Jędryka na planie w Łodzi, czyli o tym, jak Kloss nie dojechał na metę



Naszą rozmowę ze Stanisławem Jędryką oczywiście obejrzycie w telewizji, ale to byłoby nie w porządku, gdybyśmy nie uchylili rąbka tajemnicy i kazali wam czekać do maja 2014 r., czyli wstępnej daty emisji serialu.

Plan planem, a w praktyce rozmowa powiodła nas przez takie tematy, że materiału starczyłoby na oddzielny pełnometrażowy film o samym Jędryce i co najmniej jedną książkę objętości „Wojny i pokoju” Tołstoja.
 
To było tak...
Pierwsze primo: turbulencje z Konwickim
 
W 1962 r. Jędryka – wtedy jeszcze początkujący adept sztuki reżyserskiej – za swój fabularny debiut, „Dom bez okien” z Wiesławem Gołasem, Danutą Szaflarską, Elżbietą Czyżewską, Tadeuszem Fijewskim i Hanką Bielicką w obsadzie otrzymał nominację do nagrody na festiwalu filmowym w Cannes

Powodów do radości z tej okazji było więcej, bo podróż do Cannes była dla niego jednocześnie pierwszą podróżą zagraniczną w życiu (i to na Zachód, co w tamtych czasach było przecież nie lada gratką) i okazją do pierwszej w życiu podróży samolotem. Jędryka wspomina to tak:
- Lecę tym samolotem do Cannes i nagle zaczyna strasznie szarpać. Wszystko trzeszczy, brzęczy, bagaże spadają z półek. Rozglądam się więc dookoła i widzę, że Konwicki i Czyżewska bladzi z przerażenia wciskają się w swoje miejsca. Pomyślałem sobie, że dziwnie się zachowują, bo tak się widocznie podróżuje, że po prostu zawsze szarpie i nic w tym wielkiego. Dopiero po fakcie dowiedziałem się, że to były turbulencje i do dziś się cieszę, że wytrzęsło mnie od razu przy pierwszym locie, bo dzięki temu później w ogóle nie bałem się latać. 
No a potem...
Drugie primo: laska Hłaski
Gdy w połowie lat 50. Jędryka chciał nakręcić „Zbiega”, do tego aby rozpocząć prace nad filmem potrzeba  była zgoda Marka Hłaski, autora opowiadania o tym samym tytule, w oparciu o które Jędryka napisał scenariusz. Hłasko był postacią owianą tajemnicami, prawie mityczną i bardzo trudno było się z nim skontaktować. Jędryka ustalił jego adres i postanowił kuć żelazo, póki gorące. Udał się na miejsce i przed wejściem do klatki minął oszałamiająco piękną dziewczynę. Pierwszą rzeczą, która przyszła do jego głowy, była myśl, że to na pewno dziewczyna Hłaski!
Jędryka wbiegł po schodach i gdy zapukał do drzwi do mieszkania literata, ze środka dobiegło pytanie: - Kochanie, już wróciłaś?
Jędryka chrząknął i wtedy w drzwiach pojawił się zdziwiony Hłasko – zdziwiony na tyle, że nawet nie zaprotestował, gdy Jędryka wszedł do pokoju. W pokoju oczom młodego reżysera ukazał się niebywały widok. Wszędzie w ramkach stały zdjęcia tej piękności sprzed bloku, a była nią sama Teresa Iżewska  z „Kanału” Wajdy!
Hłasko wysłuchał, co Jędryka miał do powiedzenia i bez problemów wyraził zgodę na adaptację „Zbiega”. W 5 minut sprawa była załatwiona. 
Teresa Iżewska
żródło: film.wp.pl
Trzecie primo:  Wyścig Pokoju
 
Akurat gdy Jędryka kręcił w łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych zdjęcia do „Powrotu na ziemię” z Mikulskim, na mieszczącym się nieopodal stadionie ŁKS-u zorganizowano metę Wyścigu Pokoju. W tamtych czasach Wyścig Pokoju ściągał niesamowite tłumy widzów, więc gdy organizatorzy dowiedzieli się, że mają pod samym nosem wtedy już niesamowicie popularnego Klossa, zwrócili się do Jędryki z prośbą o to, żeby wypożyczył im Mikulskiego na potrzeby ceremonii ukończenia wyścigu. 

Specjalnie w tym celu trzeba było wcześniej skończyć dzień zdjęciowy, bo ustalono, że o 15 po Mikulskiego przyjedzie samochód, który bezpiecznie przewiezie go te kilkaset metrów i pozwoli utrzymać niespodziankę dla zgromadzonych na stadionie tłumów w tajemnicy. Jędryka wraz z ekipą „Powrotu...” dotrzymał słowa, Mikulski już przed 15 czekał zwarty i gotowy.
Równie zwarty i gotowy czekał też po 15 i przed 16, ale obiecany samochód w ogóle się nie pojawiał. Ze stadionu za to dobiegał głos spikera, który już od dobrej godziny anonsował zbliżający się peleton, a zdenerwowany Mikulski nerwowo spacerował przed budynkiem WFF. Choć kolarze w końcu dojechali na metę, to Kloss się na niej nie pojawił, bo w po fakcie już okazało się, że organizatorzy zapomnieli o tym, żeby wysłać po niego kierowcę, a był zbyt popularny, żeby chcieć ot tak przejść się piechotą.
Swoją drogą, aż strach pomyśleć, jak na taką sytuację zareagowaliby współcześni celebryci. 
Która sobie na niego nie ostrzyła zębów?
źródło: facet.onet.pl
Studio Filmowe Hybrys

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz