rys. Daniel Baum |
...czyli prawdopodobnie pierwsze polska subkultura młodzieżowa funkcjonująca w naszym kraju do końca lat 50. XX w.
Cechą odróżniającą ich od reszty społeczeństwa było ekstatyczne umiłowanie muzyki jazzowej i kultury amerykańskiej. Przejawiało się to w charakterystycznym ubiorze: szerokiej marynarce (tzw. "na kilowatach"), wąskich spodniach, butach "na słoninie" - gumowej grubej podeszwie, fryzurze (tzw. "plerezie"), piratkach - jaskrawokolorowych skarpetkach i kolorowym krawacie, na którym najczęściej widniały gołe girlsy (według propagandy - uosobienie zbrodniczego ustroju kapitalistycznego, w którym to nie panowały żadne zasady). Szczególnie upodobaną barwą był kolor czerwony. Władze PRL aktywnie zwalczały ten ruch młodzieżowy, uważając go za przejaw kosmopolitycznych ciągotek i miłości do USA. Jednym z nich był Marek Hłasko, który czynił z nich głównych bohaterów swojej prozy.
Dziś opowie o nim Michał Szewczyk – aktor, który stawiał pierwsze filmowe kroki w "Końcu nocy", filmie o bikiniarzach, który powstał według opowiadań Hłaski.
Michał Szewczyk źródło: archiwum Studia Filmowego Hybrys |
"Tango" Pola Raksa i Michał Szewczyk źródło: archiwum Studia Filmowego Hybrys |
Jarosław Antoszczyk: W jakich projektach opartych na
tekstach Marka Hłaski brał Pan udział?
Michał Szewczyk: „Koniec nocy”. To był film
dyplomowy Pawła Komorowskiego, Wali Wesołowskiej i Julka Dziedziny, jeżeli
chodzi o reżyserów, a Jurek Wójcik, Krzysio Depczyk i Krzysztof Winiewicz
robili dyplom z operatorskiego. To było oparte na trzech nowelach Marka Hłaski,
które były połączone jednym zdarzeniem i głównymi bohaterami. Należałem do tych
bohaterów również. Oczywiście główną rolę trudno było tak do końca ustalić, czy
to był Zbyszek Cybulski, czy Rysiek Filipski. My byliśmy (Mariusz Gorczyński i
ja) z drugiego roku łódzkiej szkoły aktorskiej. Zbyszek Cybulski w tym filmie
debiutował, jeżeli chodzi o ekran. Był jeszcze Romek Polański i cała plejada
późniejszych gwiazd kina, jeśli chodzi o reżyserię. Bo wszyscy chłopcy, którzy
byli na reżyserii, na trzecim, czwartym roku, również grali – między innymi
grał tam Heniu Kluba.
To było również moje pierwsze doświadczenie. Marek
Hłasko bywał na planie. W kawiarence obok kina „Wisła” robiliśmy najwięcej zdjęć
plenerowych. W związku z tym najwięcej spędzaliśmy tam czasu, a ponieważ
najwięcej zdjęć odbywało się nocą, to z konieczności byliśmy tam sami.
J.A.: Czy znał Pan Marka Hłaskę osobiście, czy z
relacji osób trzecich?
M.SZ.: Jak wspomniałem, spotykaliśmy się na planie
podczas zdjęć kręconych w kawiarence. Później Marek Hłasko wyjechał za granicę
i nie mieliśmy z nim kontaktu, jedynie czytaliśmy jego prozę i wszystko, co się
tam z nim działo na obczyźnie.
J.A.: Jakim człowiekiem był Marek Hłasko?
M.SZ.: On nie był gadatliwy. Ja go zapamiętałem w
czarnej skórze, co mi się później skojarzyło z Agnieszką Osiecką, która też
chodziła w tym okresie w czarnym skórzanym płaszczu. To był rekwizyt i
jednocześnie strój Marka Hłaski. Ja go takiego zapamiętałem. Pił sporo kawy,
alkohole też pewnie były... I dużo palił. Kochał słuchać. Zapamiętałem go jako
fajnego, sympatycznego, ciepłego faceta. Później w tej prozie, którą pisał o
matce i o domu jakoś tego nie wyczuwałem.
J.A.: W jaki sposób teksty Marka Hłaski i
realizowane według nich filmy podstawie różniły się od typowej twórczości
socjalistycznego realizmu?
M.SZ.: Jedna rzecz, która zwykle wyróżnia dobry
tekst - prawda. Tam nie było żadnych podtekstów np. obrony socjalizmu jak na przykład w
filmie „Ziemia”, w którym grałem.
J.A.: Czy twórczość Marka Hłaski miała wpływ na
polskie kino, jeśli tak, to jaki?
M.SZ.: Myślę, że tak. Nawet to jego zetknięcie się
jego ze szkołą filmową poprzez „Koniec nocy” miało, moim zdaniem, ogromny wpływ
również na przyszłych twórców kina. Był tak młody, a pewne wzorce jakie zawarł
w swoich opowiadaniach są wieczne, ponadczasowe.
I pomyśleć, że podobno w młodości Hłasko dorabiał wożąc drewno z lasu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz