Roman Kłosowski, szerokiej publiczności znany między innymi jako Maliniak z "Czterdziestolatka", oprócz filmów według opowiadań Hłaski wystąpił także z bohaterem naszego serialu, Stanisławem Mikulskim, w filmie "Cień" z 1956 r. w reżyserii Jerzego Kawalerowicza oraz w debiucie reżyserskim Tadeusza Chmielewskiego "Ewa chce spać" z 1957 r.
Człowiek bardzo serdeczny, bardzo rozmowny, bardzo utalentowany i bardzo charakterystyczny. Dziś nie tylko w wersji tekstowo-zdjęciowej, bo również w nagraniu, które znajdziecie na samym końcu posta.
Zdjęcie zrobione podczas Wigilii, na której w domu Romana Kłosowskiego gościł Jarosław Antoszczyk źródło: Studio Filmowe Hybrys |
Roman Kłosowski: Mnie się wydaje, że we wszystkich polskich filmach. Zaczęło się to od „Pętli”, potem „Baza ludzi umarłych’, „Ósmy dzień tygodnia” i „Sonata marymoncka”. Największy udział miałem w „Bazie ludzi umarłych”, jakoś tak mnie Marek musiał wcześnie poznać, bo to jego była propozycja. Jeżeli chodzi o „Pętle” to miałem przyjemność z panem Hasem pracować, i z Holoubkiem. Myśmy tam grali coś pod ziemią. Tam także poznałem Hłaskę w kuluarach, w bufecie, bo on tam przyjeżdżał i rozmawiał z nami. „Sonata marymoncka” jest powiązaniem z „Bazą ludzi umarłych” w latach osiemdziesiątych.
J.A.: Czy znał Pan Marka Hłaskę osobiście czy z relacji osób trzecich?
R.K.: Hłaskę poznałem od strony, że tak powiem trochę bufetowej, bo był to też człowiek bufetowy. Poznałem go na bankietach we Wrocławiu. On bywał wtedy z taką panią Agnieszką Osiecką. To była jakaś sympatia między nimi, bo wiem, że jak zatańczyłem z Osiecką, to chciał mnie udusić. Potem się z nim spotykałem w trakcie pracy w „Bazie ludzi umarłych”, bo on miał tam potem jakiś konflikt z reżyserem, bo nie odpowiadało mu zakończenie, że potem nie wiem, czy nie wycofał swojego nazwiska. Hłasko był człowiekiem bardzo barwnym, bardzo emocjonalnym. Nie miałem z nim innych kontaktów poza filmowymi i poza „restauracyjnymi”. Pamiętam, we Wrocławiu przyjechał na taki pokaz, no i bardzo uwielbiał Emila Karewicza. Mówił, że to najlepszy aktor na świecie. A ja uważam, że Hłasko jest jednym z najciekawszych pisarzy przełomu pokoleniowego i przełomu socrealizmu w tzw. Nową Falę, którą przyniósł rok pięćdziesiąty szósty. Moje lata młodość to były właśnie te lata.
Ignacy Machowski, Roman Kłosowski i Gustaw Holoubek w "Pętli" Wojciecha Jerzego Hasa źródło: Studio Filmowe Hybrys |
Gustaw Holoubek i Roman Kłosowski w "Pętli" Wojciecha Jerzego Hasa źródło: Studio Filmowe Hybrys |
Jan Machulski (jako policjant), Roman Kłosowski i Gustaw Holoubek w "Pętli" Wojciecha Jerzego Hasa źródło: Studio Filmowe Hybrys |
R.K.: Hłasko był człowiekiem bezpośrednim, bardzo impulsywnym nawet. Był zaskakujący w różnych reakcjach. Był bardzo sympatyczny w stosunku do mnie. Tam gdzie był Hłasko, tam zawsze znajdowałem się ja, w sensie filmowym. Uważam, że dzisiaj Hłasko jest pozycją literacką, która zostanie w historii polskiej literatury. On życie miał pogmatwane, pokręcone i tak właśnie skończył.
J.A.: Czy zna Pan jakieś anegdoty związane z Markiem Hłasko?
R.K.: To są pijackie anegdoty, o których nie chciałbym mówić (tak jak ta związana z Agnieszką Osiecką).
J.A.: W jaki sposób teksty Marka Hłaski i realizowane według nich filmy różniły się od typowej twórczości socrealizmu?
R.K.: Ja mam szczęście tego typu, że ja grałem w filmach tego drugiego etapu, już po tzw. socrealizmie. Filmy, w których grałem u Munka, Kawalerowicza, to wszystko były już filmy z tego nowego okresu. One łamały konwencję socrealizmu, były bogate, wszechstronne. Wszystkie role, które grałem, były niejednowymiarowe, bo zarówno w „Ewa chce spać” to było jakieś zerwanie z konwencją, można było się pośmiać po raz pierwszy z milicji. Albo „Cień” Kawalerowicza. To wszystko było już inne. Ja byłem szczęściarzem, bo mogłem już grać role pełnowymiarowe, a nie utkane jakimś schematem socrealistycznym. Opowiadania Hłaski były barwniejsze, soczyste...
J.A.: Czy twórczość Marka Hłaski miała wpływ na polskie kino, a jeśli tak, to jaki?
R.K.: W moim przekonaniu miała wpływ, dlatego, że literatura była rozszerzona, otwarta, postacie były krwiste i odchodziła od schematu dobry-zły. Człowiek był taki i taki, jak człowiek. I mnie się wydaje, że te późniejsze filmy, czy filmy moralnego niepokoju itd. wywodzą się z tego okresu. Sądzę, że to w sumie był fenomen otwarcia, odejścia od schematu.
Czcionka boli.
OdpowiedzUsuń