poniedziałek, 9 stycznia 2017

50. rocznica śmierci Zbyszka Cybulskiego

8 stycznia 1967 roku o godz. 4.20  Alfred Andrys i Zbyszek Cybulski wskoczyli we Wrocławiu do odjeżdżającego ekspresu "Odra”. - Ten cholerny pociąg, tyle razy nim jeździliśmy, ciągle się spóźniał, ale nie, tego dnia, choć za oknem był siarczysty mróz, taki jak teraz, postanowił odjechać do Warszawy planowo o 4.20.  A Zbyszek musiał być w stolicy, choćby nie wiadomo co się działo, przed 10., więc  goniliśmy ten pociąg… - opowiada Andrys.
Skoczył pierwszy do jednego ze środkowych wagonów. Zbyszek próbował zrobić to samo.
 - Może, gdyby nie ten ciężki kożuch, który krępował mu ruchy, udałoby mu się - wspomina Andrys tragiczną chwilę wypadku Cybulskiego. - Zbyszek ciągle go zimą nosił, tak jak chlebak, z którym nie rozstawał się prawie nigdy, podobnie jak ze szkaplerzem i modlitewnikiem...
Lodowatą ciszę poranka na wrocławskim dworcu zburzył pisk hamulców. To Alfred pociągnął za rączkę awaryjnego.
- Zbyszek żył, gdy go wyciągnięto. ”Alfa, nie zostawiaj mnie samego" - szeptał  do mnie. Nie wyglądał wcale na umierającego - mówi Andrys, który dla Zbyszka był zawsze „Alfą”.
- Benio, nie jesteś sam - powiedziałem do niego. Cały czas do przyjazdu pogotowia trzymałem go za rękę...
Karetka zabrała Cybulskiego do szpitala im. Rydygiera.  "Cybulskiego przywieziono z zanikającym oddechem i czynnością serca. Z miejsca przystąpiono do akcji ratowniczej. Rannemu podano tlen pod ciśnieniem oraz środki krążeniowe i pobudzające ośrodek oddechowy. Mimo energicznej akcji personelu szpitalnego - czynność serca nie powróciła. O godz. 5.25 stwierdzono zgon" - taki komunikat przekazał tego dnia mediom pełniący dyżur dr Zygmunt Siciński.
Od tamtych chwil minęło już 50 lat. 
Z okazji rocznicy śmieci Cybulskiego w najbliższym czasie przypomnimy Wam różne filmy, w których odegrał niezapomniane role.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz