wtorek, 19 sierpnia 2014

To trzeba zobaczyć! (odc. 9): Kobiela na plaży

rys. Daniel Baum



„Kobiela na plaży” to film jednego aktora i tysięcy amatorów. Jego akcja toczy się na okrutnie zatłoczonej plaży w Sopocie, wśród tłumu autentycznych plażowiczów lat 70. Wśród nich pojawia się Bogumił Kobiela w stroju narciarza i z pełnym ekwipunkiem. Budzi sensację, tym bardziej że jest upał i sam środek sezonu turystycznego. Od tego przebrania rozpoczyna się cały cykl zwariowanych prowokacji, w których pierwszoplanowy bohater wciela się w różne role, a wszystko filmuje ukryta kamera.



I tak zobaczymy go jako: gorliwego ratownika wodnego, który brodzi w wodzie z prawdziwą trąbką i docieka, czy wszyscy zamoczeni powyżej kostek posiadają ważne karty pływackie. Potem wędruje między koszami i porównuje swoją opaleniznę z opalenizną innych turystów. Innym znów razem, nie wiadomo skąd, wyciąga z dna ogromne muszle – do dziś można je kupować na tony na nadbałtyckich straganach, ale żadna z nich i tak nie pochodzi z naszego morza. W kolejnej roli wzbudza poruszenie na plaży paradując z wędką, z której dynda ogromna flądra, a główny bohater gorliwie tłumaczy różnicę między wędkarstwem, a łowieniem w sieci. Jest przy tym bardzo empatyczny w stosunku do ryb... :) Następnie, odpalając papierosa od papierosa, szuka na plaży innych palących i zagaduje ich rozmową o atutach świeżego nadmorskiego powietrza i jodu. 

Potem przepycha się przez kolejkę po chłodne napoje, przebiera się za sprzedawcę lodów „Mewa”, podrywa młode dziewczyny i oferuje jednej z nich wspólny mini rejs katamaranem – zresztą dość niefortunny...


Na koniec biega po plaży z ogromnym aparatem fotograficznym i wyciąga przypadkowych turystów – a w zasadzie turystki – do pozowania. Całe zamieszanie, które powoduje, w pewnym momencie doprowadza do tego, że podchodzi do niego pewien mężczyzna i zdecydowanym tonem nakazuje mu zaprzestanie tych żartów. Intuicja podpowiada nam, że współcześnie na miejscu Kobieli już trudno byłoby liczyć w takiej konwersacji na argumenty merytoryczne i – zamiast nich – prędzej można by po prostu dostać w trąbę. Dziś ludzie są jacyś tacy bardziej nerwowi...

„Kobiela na plaży” kończy się kilkuminutową sekwencją, w której główny bohater podchodzi do turystów w koszach i za parawanami i żegna się z nimi, ściskając serdecznie dłonie mężczyzn i szarmancko całując dłonie kobiet. Błazenada nie z tej ziemi – ale z ogromną klasą. Kobiela w tym reżyserowanym przez Kondratiuka filmie zrobił wszystko to, co młodsza część publiczności kojarzy z Szymonem Majewskim lub z Boratem, tyle że Kobiela jest w tym nie do podrobienia. Swoją drogą, ciekawe jak wiele osób z tego tłumu na sopockiej plaży rozpoznało Kobielę, bo ich miny i niektóre reakcje raczej temu przeczyły.


Poza tym ciekawe, który współczesny aktor zdobyłby się na taki luz i dystans do siebie, żeby zrobić celowo takie zamieszanie na plaży? Widzieliście kiedyś cokolwiek podobnego? My tylko raz na jakiś czas natykamy się na popularnych celebrytów, którzy wypoczywają na zamkniętych plażach lub – pod osłoną kapeluszy i okularów przeciwsłonecznych – na ogólnodostępnych kąpieliskach. 

I nikomu jakoś nie jest tak do śmiechu, jak za tamtych lat. Teraz wszyscy wydają się jacyś tacy ponurzy, poważni i podenerwowani – Wy też macie takie wrażenie?

Życzymy Wam dużo luzu w to lato, a „Kobiela na plaży” na pewno Wam w tym pomoże!

Pozdrawiamy!
Studio Filmowe Hybrys

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz