Kilka dni temu Adam Pawlikowski skończyłby 89 lat. Serwis filmowy Wirtualnej Polski tak o nim napisał:
Był jedną z
najbarwniejszych postaci warszawskiej bohemy lat 50. i 60. Bon vivant, erudyta,
wirtuoz okaryny, żołnierz AK, gawędziarz i popularny aktor, który nigdy nie
przekroczył progu szkoły teatralnej
Oprócz
tego był też dziennikarzem, krytykiem filmowym, muzykologiem i przede wszystkim
duszą towarzystwa. Urodzony w 1925 roku w Warszawie, w wieku 19 lat został
ranny w Powstaniu Warszawskim (i to pierwszego dnia!). Po wojnie studiował we
Włoszech medycynę, ale przerwał studia i wrócił do Polski w 1947 roku, aby studiować muzykologię.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAGvVMndWIjxWj1vo65Tk1eGxz1q1YV21Xvqnfaiv1K0bNwJDl_se9CL-hhK13G4udAFKdZKSywoKujOgGjAtbS8c-J6IPr2NtNDinj2m19VjRdE7haMyQfnIQ2o0CPu9r3ikl5heEZrg/s1600/1-F-1862-29-800x800.jpg) |
Pawlikowski i Cybulski w "Rękopisie..." |
Aktorstwem
zajął się od 1957 roku, zagrał między innymi w takich filmach, jak “Kanał”, “Popiół
i diament”, “Zezowate szczęście”, “Giuseppe w Warszawie”, “Rękopis znaleziony w Saragossie”, “Wszystko na sprzedaż”, “Chciałbym się ogolić” i serialach “Stawka większa niż życie” oraz
“Czterdziestolatek”.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsVoBqcd7EWf8kkhfxNWpySJz3sXrVwIWRDHfv3pBJINUIOQW8zAf1MkOnwZdAwv7qm0MJb3AZmD7szwleV_Chv5-ASecdvgVh0fSuAvrQYam7KCYE25ZUQbxSSV6gt3-SOggNu6LEc4I/s1600/kochajmy+syrenki.jpg) |
"Kochajmy syrenki" (1966)
Fot. Archiwum Jana Rutkiewicza
Na zdjęciu:
Krzysztof Chamiec,
Zbigniew K. Rogowski,
Adam Pawlikowski
|
W
pewnym okresie bardzo modne było zatrudnianie go do filmów – dlatego zagrał
wiele ról u największych reżyserów. Nawet jeśli były to epizody, i tak zapadał
w pamięć. Tak też jest z pewną sceną w “Popiele i diamencie”, w której Pawlikowski
wraz ze Zbyszkiem Cybulskim zapalają alkohol w kieliszkach jako znicze dla
poległych. Dziś, gdy wiemy, że oboje już nie żyją, ta scena zyskuje jakby nowe
znaczenie.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjn8fFSd6uOOH8KAMDZscZ3RqbWE545qjPaBUbK2ZEv4jVLQIZaU4ynD7NavlAONlcqC9hgpeUkja6XBgABZ2FjNtwvLs3UajFojc6dIJiPRgo7yk-oMDtsfyjS_D-D5HbqA9LGLUiDjhs/s1600/1-F-371-39-800x800.jpg) |
Cybulski i Pawlikowski w słynnej scenie filmu "Popiół i diament" |
Pawlikowski
przyciągał do siebie ludzi, a na kobiety działał jak magnes. Często uświetniał
swoją obecnością najpopularniejsze imprezy w Warszawie, w tym słynne domowe
rauty organizowane przez bajecznie bogatego Andrzeja Rzeszotarskiego.
Jednak
rok 1967 zmienił w życiu Pawlikowskiego wszystko. Stało się to, gdy wystąpił w charakterze świadka w głośnym procesie Janusza Szpotańskiego. Szpotański stanął przez
sądem, bo ówczesny I sekretarz KC, Władysław Gomułka, poczuł się dotknięty
sformułowaniami z jego opery „Cisi i gęgacze”. Szpotański nie przyznał się do
napisania utworu i zostałby uniewinniony, gdyby nie to, że Pawlikowski zeznał
na jego niekorzyść. Wtedy też pojawiła się informacja, że Pawlikowski już od kilku
lat współpracował z SB i donosił na koleżanki i kolegów – a wiedział o nich sporo,
bo oprócz pracy na planie spędzali razem czas na imprezach.
Z
dnia na dzień Pawlikowski został sam. Wszyscy się od niego odwrócili, a jego kariera
aktorska zdecydowanie zwolniła tempo. Pojawiają się głosy, że wkład
Pawlikowskiego w proces Szpotańskiego został wyolbrzymiony, ale nie zmienia to
faktu, że raz utraconego zaufania środowiska aktor już nie potrafił odzyskać.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgK-qCuBzHzK1iOodtJ4z_qnE_rt-zpw-Xx7mZ8MDysW2bYd-iW7nTcXZaa3JcFQoLuWm88ejimDOgIZb0Vcm_kIYbumDzsKrYqb9vR9VYBVaZ2Cg3KjgfxKAxGl0WjlAu596FyoKVquQw/s1600/wszystko+na+sprzeda%C5%BC.jpg) |
"Wszystko na sprzedaż" (1968)
Fot. Muzeum Kinematografii w Łodzi
Na zdjęciu:
Witold Holtz,
Adam Pawlikowski
|
Popadł w depresję, trafił na jakiś czas do szpitala psychiatrycznego, a gdy z
niego wyszedł, stał się bardzo – wręcz przesadnie – religijny. Jego zachowanie
zdradzało symptomy choroby afektywnej dwubiegunowej, coraz częściej miał
radykalne wahania nastrojów.
W
końcu zamieszkał ze swoim dawnym kolegą, spłukanym do cna, Andrzejem Rzeszotarskim.
17 stycznia 1976 roku wyskoczył z okna mieszkania znajdującego się na ósmym
piętrze warszawskiego bloku na tyłach
Alei Jerozolimskich. Nie zostawił żadnego listu.