Jesteśmy w Bieszczadach po II wojnie światowej. Na posterunku WOP służbę pełni Pietrek (Bruno O'Ya). Wopista nie potrafi wysiedzieć na jednym miejscu i czasami zdarza się, że przez pomyłkę narusza granice zaprzyjaźnionych państw. Po jednej z takich akcji mężczyzna zostaje ukarany. Niezrażony groźbą wydalenia ze służby zaczyna śledzić pewną podejrzaną grupę, która kręci się w okolicy.
W tym filmie jest wszystko – twórcy
"Wilczych ech", odwołując się do autentycznych zdarzeń odnotowanych w
protokołach z bieszczadzkich posterunków milicyjnych, na pierwszy plan wysunęli
przygodę, ucieczki i pogonie, pojedynki, sprytne pułapki i cudowne ocalenia, i
oczywiście miłość do pięknej dziewczyny, która pomaga bohaterowi w walce o
sprawiedliwość.
![]() |
rys. Daniel Baum |
„Wilcze echa” (premiera
1968 r.) to jeden z pierwszych polskich westernów z Bruno O’Yą w
roli głównej, Zdjęcia kręcono w Bieszczadach, m.in. w Ustrzykach Dolnych, a każdemu planowi
zdjęciowemu przyglądał się tłumek ludzi. To dla mieszkańców Ustrzyk było
ogromne wydarzenie, bo na planie filmu pracowały nie lada sławy, takie jak
estoński aktor Bruno O’ya i Marek Perepeczko.
Z tekstu w serwisie Biesy i czady dowiadujemy się, że specjalnie na potrzeby filmu przerobiono strych w jednej z kamienic w Ustrzykach na bar o nazwie „Rast”, a niektórzy mieszkańcy mieli okazję w całkiem nietypowych okolicznościach spotkać się Bruno O’Yą, odtwórcą głównej roli. Aktor podczas realizacji karkołomnej sceny skoku z konia na mostek dwukrotnie doznał groźnego upadku. Dodać trzeba, że O’Ya dopiero na potrzeby tego filmu uczył się jazdy konnej i właśnie przez brak umiejętności trafił do dziś nieistniejącego już szpitala w Ustrzykach Dolnych z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu i urazu kręgosłupa.
Pani Maria, która pracowała tam wtedy jako pielęgniarka i osobiście dawała mu zastrzyk na aby zapobiec ewentualnemu obrzękowi mózgu, do dziś wspomina poruszenie, jakie w całym szpitalu wzbudził przystojny aktor. Bruno koniecznie chciał od razu opuścić oddział i wrócić na plan zdjęciowy. Doszło nawet do słownej sprzeczki z lekarzem, który koniecznie chciał zatrzymać aktora. Pani Maria z uśmiechem wspomina to wydarzenie, bo lekarz był niezwykle niski, co przy rosłym wzroście O'Yi (aktor miał 2 metry wzrostu) wyglądało to bardzo zabawnie. O’Ya oczywiście postawił na swoim.
Ze wzrostem
gwiazdy „Wilczych ech” wiąże się także zabawna anegdota. W „Widnokręgu” bowiem,
napisano, że Bruno ma 2,07 m wzrostu. Oburzony ta informacją aktor zrobił
ekipie awanturę, a nawet usiłował odmówić występu przed kamerą do czasu
sprostowania tych danych. – Mam dwa metry i ani milimetra więcej
– mówił.
Korzystając
z pobytu Bruno O’Yi, który był także piosenkarzem, Powiatowy Ośrodek
Instrukcyjno-
Metodyczny w Ustrzykach Dolnych zorganizował kilka jego recitali,
w czasie których publiczność oklaskiwała jego monologi i piosenki śpiewane
przy akompaniamencie gitary. Na zakończenie zdjęć do filmu odbyła się
też huczna impreza.
Reżyser „Wilczych ech”
– Aleksander Ścibor-Rylski w jednym z wywiadów tak opowiadał o pracy nad
filmem: – Chciałem stworzyć jakiś polski odpowiednik westernu. Zdynamiczną
akcją, brawurowymi przygodami, strzelanina, galopadami końskimi i
to wszystko na tle surowego bieszczadzkiego krajobrazu – zapowiadał reżyser.
I trzeba przyznać, że
mu się to udało. Choć „Wilcze echa” powstały prawie pół wieku temu, to film i
aktorzy, w którzy w nim zagrali, zapisali się w pamięci widzów na dobre. Co
prawda, niepowtarzalny Bruno O'Ya w tym filmie
tylko "wygląda", gdyż głosu użyczył mu Bogusz Bilewski, który miał
serce jak dzwon (szczególnie w reklamie). Partnerką głównego bohatera jest
wspaniała Irena Karel – polski symbol seksu lat 60. W filmie zagrał też Mieczysław
Stoor, aktor, który kilka lat później zginął tragicznie ulegając zaczadzeniu we śnie podczas
kręcenia filmu „Gniazdo” w reż. Jana Rybkowskiego.
![]() |
Bruno O'ya |
![]() |
Irena Karel |
![]() |
Bogusz Bilewski |
![]() |
Mieczysław Stoor |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz