rys. Daniel Baum |
„Kobiela na
plaży” to film jednego aktora i tysięcy amatorów. Jego akcja toczy się na
okrutnie zatłoczonej plaży w Sopocie, wśród tłumu autentycznych plażowiczów lat
70. Wśród nich pojawia się Bogumił Kobiela w stroju narciarza i z pełnym
ekwipunkiem. Budzi sensację, tym bardziej że jest upał i sam środek sezonu turystycznego.
Od tego przebrania rozpoczyna się cały cykl zwariowanych prowokacji, w których
pierwszoplanowy bohater wciela się w różne role, a wszystko filmuje ukryta
kamera.
I tak zobaczymy
go jako: gorliwego ratownika wodnego, który brodzi w wodzie z prawdziwą trąbką i
docieka, czy wszyscy zamoczeni powyżej kostek posiadają ważne karty pływackie. Potem wędruje
między koszami i porównuje swoją opaleniznę z opalenizną innych turystów. Innym
znów razem, nie wiadomo skąd, wyciąga z dna ogromne muszle – do dziś można je
kupować na tony na nadbałtyckich straganach, ale żadna z nich i tak nie
pochodzi z naszego morza. W kolejnej roli
wzbudza poruszenie na plaży paradując z wędką, z której dynda ogromna flądra, a główny bohater gorliwie tłumaczy różnicę między wędkarstwem, a łowieniem w sieci. Jest przy
tym bardzo empatyczny w stosunku do ryb... :) Następnie,
odpalając papierosa od papierosa, szuka na plaży innych palących i zagaduje ich
rozmową o atutach świeżego nadmorskiego powietrza i jodu.
Potem przepycha się
przez kolejkę po chłodne napoje, przebiera się za sprzedawcę lodów „Mewa”,
podrywa młode dziewczyny i oferuje jednej z nich wspólny mini rejs katamaranem
– zresztą dość niefortunny...
Na koniec biega
po plaży z ogromnym aparatem fotograficznym i wyciąga przypadkowych turystów –
a w zasadzie turystki – do pozowania. Całe zamieszanie, które powoduje, w
pewnym momencie doprowadza do tego, że podchodzi do niego pewien mężczyzna i
zdecydowanym tonem nakazuje mu zaprzestanie tych żartów. Intuicja podpowiada
nam, że współcześnie na miejscu Kobieli już trudno byłoby liczyć w takiej
konwersacji na argumenty merytoryczne i – zamiast nich – prędzej można by po
prostu dostać w trąbę. Dziś ludzie są jacyś tacy bardziej nerwowi...
„Kobiela na
plaży” kończy się kilkuminutową sekwencją, w której główny bohater podchodzi do
turystów w koszach i za parawanami i żegna się z nimi, ściskając serdecznie
dłonie mężczyzn i szarmancko całując dłonie kobiet. Błazenada nie z tej ziemi –
ale z ogromną klasą. Kobiela w tym reżyserowanym przez Kondratiuka filmie
zrobił wszystko to, co młodsza część publiczności kojarzy z Szymonem Majewskim
lub z Boratem, tyle że Kobiela jest w tym nie do podrobienia. Swoją drogą,
ciekawe jak wiele osób z tego tłumu na sopockiej plaży rozpoznało Kobielę, bo
ich miny i niektóre reakcje raczej temu przeczyły.
Poza tym
ciekawe, który współczesny aktor zdobyłby się na taki luz i dystans do siebie,
żeby zrobić celowo takie zamieszanie na plaży? Widzieliście kiedyś cokolwiek
podobnego? My tylko raz na jakiś czas natykamy się na popularnych celebrytów,
którzy wypoczywają na zamkniętych plażach lub – pod osłoną kapeluszy i okularów
przeciwsłonecznych – na ogólnodostępnych kąpieliskach.
I nikomu jakoś nie jest tak
do śmiechu, jak za tamtych lat. Teraz wszyscy wydają się jacyś tacy ponurzy,
poważni i podenerwowani – Wy też macie takie wrażenie?
Życzymy Wam dużo
luzu w to lato, a „Kobiela na plaży” na pewno Wam w tym pomoże!
Pozdrawiamy!
Studio Filmowe Hybrys
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz