rys. Daniel Baum |
Kino PRL komediami stoi. Wszyscy znają Bareję, oglądali co najmniej raz Maklakiewicza, czy Himilsbacha, w każdym roku na Święta powtarzają „Kogel-mogel” albo „Poszukiwaną poszukiwanego”, ale... No właśnie ale. Ale można się jeszcze zaskoczyć.
"Nowy"
to fabularna, pełnometrażowa wersja satyrycznej noweli "Nowy
pracownik" nakręconej przez Jerzego Ziarnika na zamówienie Centralnej Rady
Związków Zawodowych. Wydawać by się mogło, że z tego powodu – czyli przez
wzgląd na zleceniodawcę zamawiającego ten film – będzie to film z gatunku tych
poprawnych (politycznie).
O, nic bardziej
mylnego. „Nowy” to istny majstersztyk komediowy, w którym najśmieszniejsza jest
rzeczywistość. Jednak najpierw zacznijmy od fabuły:
22-letni Henryk Sochocki,
kawaler ze wsi Wólka koło Legionowa, rzuca pracę w miejscowym POM-ie, bo - jak
głosi komentarz na początku filmu - "nie było tam pasjonującej walki o
wykonanie planu, czy atmosfery zwycięstwa nad obiektywnymi trudnościami
kooperacji".
Henryk wybiera
się więc w poszukiwaniu pracy do stolicy. W dziale kadr dużego zakładu
przemysłowego dowiaduje się, jakie dokumenty musi przynieść, aby go
zatrudniono. Cały dzień schodzi mu na kompletowaniu papierków i Henryk nie
zdąża już zrobić badań lekarskich. Następnego dnia, po uporaniu się z analizami
dowiaduje się, że brakuje jeszcze opinii z poprzedniego miejsca pracy i zezwolenia
PRN na pracę w Warszawie. Oprócz tych wszystkich papierków musi też zrobić
sobie zdjęcia.
W czwartym dniu ma
za zadanie odwiedzić Urząd Zatrudnienia, w piątym otrzymuje w dziale kadr kartę
obiegową, na odwrocie której musi zdobyć wiele ważnych podpisów, a gdy w końcu
kolejnego dnia stawia się w zakładzie pracy, okazuje się, że musi jeszcze
załatwić angaż, pobrać odzież ochronną i środki higieny. Po tych wszystkich
uroczych formalnościach staje wreszcie przy maszynie i... dobra, nie będziemy
Wam psuć niespodzianki.
„Nowy” to
komedia omyłek, które są do bólu rzeczywiste i pomimo upływu czasu nie straciły
ani trochę na aktualności. Polska biurokracja i ceremonialne robienie łaski mają
się lepiej niż my sami i cały czas dają nam popalić. „Nowy” w genialny, zabawny
i bardzo lekki sposób pokazuje pełen wachlarz charakterów i charakterków, które
spotkamy w urzędach, w pracy, u lekarza, w sklepach. Choć film jest z 1969
roku, to w trakcie oglądania wydaje się, że te 45 lat minęło, jak z bicza
strzelił – a właściwie nie minęło... Mamy tu na myśli polską biurokrację, która ma się lepiej, niż my wszyscy razem wzięci.
W roli głównej
zobaczymy tu Damiana Damięckiego (zresztą bardzo młodego), a oprócz niego Jana
Kobuszewskiego, Edwarda Dziewońskiego, Emilię Krakowską, Zofię Czerwińską,
Jaremę Stępowskiego i – co ważne – Bogumiła Kobielę, do którego będziemy teraz
szczególnie często wracać, bo był to aktor genialny, gwarantujący mnóstwo
humoru wyższych lotów niż ten znany nam współcześnie.
W „Nowym”
Kobiela gra kierownika działu BHP, który ma dość artystyczny i wizjonerski
polot, dość nieprzystający do realiów wielkiej PRL-owskiej fabryki. No to po
prostu trzeba zobaczyć!
Pozdrawiamy!
Studio Filmowe Hybrys
zgadza się; jeśli chodzi o biurokrację to prawie nic się w Polsce nie zmieniło; człowiek czuje się czasami jakby grał w takiej absurdalnej komedii...
OdpowiedzUsuń